Gościniec Drumlin - cicha ostoja w leśnej głuszy
Grażyna i Marek Gierszowie z Warszawy dwanaście lat temu kupili siedlisko we wsi Udziejek u stóp Cisowej Góry na Suwalszczyźnie. Od sześciu lat przyjmują letników w stworzonym przez siebie Gościńcu Drumlin. Są takie miejsca na ziemi, których się nie chce opuszczać. I zdarza się, że człowiek, który takie miejsce odkryje, porzuca wszystko, z czym był związany: rodzinne miasto, intratny zawód. Przenosi się do swojego odnalezionego raju i rozpoczyna nowe życie. Tak zrobili kilka lat temu warszawiacy Grażyna i Marek Gierszowie. Oboje jesteśmy technikami dentystycznymi – opowiada Marek Giersz. – Lubiłem to, co robię, ale od dawna czułem jakiś niedosyt. Potrzebowałem zmiany. Siedlisko w Udziejku, wsi otoczonej wzgórzami i dolinami wyrzeźbionymi przez lodowiec, do której jedzie się krętą jak w górach, wąską drogą, wypatrzyli któregoś lata, kiedy wypoczywali w Atenach nad jeziorem Blizno i stamtąd wybierali się na wycieczki rowerowe po bliższej i dalszej okolicy.
URZEKŁY ICH DRUMLINY
Zachwyciły nas piękne, wiekowe drzewa, w których cieniu stały stare zabudowania mieszkalne i gospodarcze – wspomina Marek Giersz. – Kiedy okazało się, że można je kupić, nie zastanawialiśmy się długo. W 1999 roku staliśmy się właścicielami tego pięknego miejsca. Jeszcze jesienią tego samego roku ruszyły pierwsze prace budowlane. Miałem gotową wizję, jak to wszystko powinno wyglądać. Chciałem, żeby całe obejście nawiązywało do tradycji szlacheckiej, żeby przypominało polską architekturę uwiecznioną na obrazach Grottgera. Nawet nazwa przyszłego "obiektu turystyki wiejskiej” – bo tak się nazywa oficjalnie coś, co nie jest ani klasyczną agroturystyką, ani pensjonatem, ani hotelem – już była wymyślona: Gościniec Drumlin. Drumliny to charakterystyczne dla tych stron formy polodowcowe, zespoły równolegle ułożonych wydłużonych wałów, rozdzielonych podłużnymi zagłębieniami – wyjaśnia Marek Giersz. – Najpiękniejsze w Polsce drumliny znajdują się w pobliskich Wodziłkach, wsi starowierów z zabytkową molenną.
BUDOWA KROK PO KROKU
Realizację marzenia rozpoczęli od budowy głównego budynku, drewnianego na kamiennej podmurówce, rozłożystego jak staropolski dworek, z dachem krytym trzciną. Tutaj urządzili kawiarnię, a na pięterku wygospodarowali miejsce na jeden pokój gościnny i łazienkę. Wszystkie meble w kawiarni, oprócz krzeseł, to skupowane w okolicy stare, autentyczne szafy, kredensy, komody. Na pierwszy rzut oka nadające się już tylko do spalenia w piecu. Jednak w rękach stolarza, fachowca od renowacji starych mebli, nabrały nowego blasku. Dzisiaj wzbudzają zachwyt i podziw gości. Z kawiarni wiodą na górę wąskie, drewniane schody. Prowadzą do uroczego miejsca: pokoiku jakby wyjętego z domu lalek. Chociaż jest on skrojony na miarę dorosłego człowieka, wydaje się, że wszystkie sprzęty w nim są pomniejszone. Podobne wrażenie ma się w łazience. To był pomysł żony, bo ona jest zafascynowana starymi lalkami. Zbiera je, szyje dla nich stroje. Kolejną budowlą, wznoszoną od podstaw, był dom mieszkalny dla gospodarzy Gościńca Drumlin, z pokojami dla gości. Na miejscu starego świronka stanął dom, który nazwaliśmy Trzy Kontynenty – opowiada Marek Giersz. – Pokoje i apartamenty dla gości zostały w nim urządzone każdy w innym stylu, nawiązującym do egzotycznych miejsc, w których bywali gospodarze. Do Peru, Afryki, Australii i Wenecji wchodzi się bezpośrednio z kamiennego podwórza. Podcienia na drewnianych słupach stanowią jakby strefę przejściową, a przy okazji chronią przed deszczem i śniegiem. To nie budowało się może zbyt szybko, ale bardzo nam zależało na staranności i dbałości o detale – opowiada Marek Giersz. – Wszystkie budynki, poza głównym, krytym trzciną, mają dach wykonany z wióru drewnianego. To ginąca technika, na Suwalszczyźnie można jeszcze znaleźć mistrzów w tej dziedzinie. W zasadzie pierwsi goście mogliby już w 2004 roku wypoczywać w Gościńcu Drumlin. Były już wtedy gotowe dwa najważniejsze budynki: kawiarnia i dom podcieniowy z pokojami mieszkalnymi. Ale nie było kuchni i jadalni. Uważałem, że zapraszanie gości bez zagwarantowania im na miejscu wyżywienia byłoby dużym dyskomfortem i dla nich, i dla nas jako gospodarzy. Uznaliśmy z żoną, że rozpoczniemy oficjalnie działalność za rok, kiedy już wszystko będzie dopięte na ostatni guzik – mówi gospodarz Gościńca Drumlin. Chociaż, jak sam od razu zaznacza, zapięte na ostatni guzik to jeszcze wciąż nie jest. Widać, że coś nowego się buduje: to będzie niedługo kolejny dom z pokojami gościnnymi.
JADĄ GOŚCIE JADĄ
W lecie 2005 roku przyjechali pierwsi letnicy – rodzina z Białegostoku, na całe cztery dni. A któregoś dnia pod kamienną kapliczką przy drodze zatrzymał się samochód na polskich numerach rejestracyjnych – opowiada Marek Giersz. – Widziałem, że siedzący w nim ludzie wertują słowniki, rozmówki. W końcu podjechali pod bramę gościńca. Wysiadł jeden z pasażerów i zabawną polszczyzną zapytał, czy są pokoje do wynajęcia. Odpowiedziałem po angielsku i już więcej nie było problemów z porozumieniem się. To była grupa Anglików. Wynajętym samochodem jeździli po Biebrzańskim Parku Narodowym. Na koniec pobytu w Polsce postanowili zrobić jeszcze kilkudniowy wypad na Suwalszczyznę. Znaleźli Gościniec Drumlin i zostali tu na pięć dni. To był bardzo szczęśliwy przypadek – wspomina pan Marek. – Goście z Anglii byli zachwyceni naszą ofertą. Od tego czasu nie dość, że sami przyjeżdżają tutaj co roku, to jeszcze przywożą ze sobą kolejnych gości z Anglii. Bo najlepszą reklamą jest taka bezpośrednia rekomendacja od kogoś, kto był i wyjechał stąd zadowolony. Z punktu widzenia na przykład warszawianina, który musi tu dojechać samochodem, Gościniec Drumlin leży na końcu świata, gdzie diabeł mówi dobranoc. Za to dla gości ze "starej” Unii Europejskiej droga do Udziejka znacznie się skróciła, od kiedy Polska i kraje sąsiednie weszły do UE. Anglicy czy Holendrzy, którzy też chętnie tu przyjeżdżają, żeby podpatrywać ptaki, mają świetne połączenie lotnicze do Kowna na Litwie – śmieje się Marek Giersz. – Tam wynajmują samochód i w ciągu półtorej godziny są w Udziejku. Bo z Kowna tutaj jest 125 kilometrów. Dlatego gospodarze Gościńca Drumlin wcale się nie dziwią, że ci z Zachodu są zachwyceni położeniem Udziejka, a goście z Polski nieraz rezygnują z przyjazdu, kiedy dokładnie sobie policzą czas i koszty dojazdu samochodem.
KOZY, PTAKI, KRAJOBRAZY
Gierszowie bardzo dbają o to, aby ich oferta była najwyższej jakości. A przy okazji żeby się czymś wyróżniała, bo nie chcą powielać cudzych pomysłów. Kuchnią zajmuje się wyłącznie pani Grażyna, jej mąż nie pali się do gotowania. Bo ona ma dar i talent wrodzony – mówi pan Marek. – Wcale się nie musiała uczyć, jej po prostu wszystko wychodzi świetnie. Mamy dość zróżnicowane menu, przystosowane do potrzeb różnych gości. Bo przecież innych posiłków oczekują turyści nastawieni na aktywny wypoczynek – na przykład wycieczki rowerowe po okolicy lub spływ kajakowy, a innych osoby, które preferują oddawanie się błogiemu lenistwu na łonie natury. Dlatego w naszym jadłospisie są konkretne, wysokokaloryczne potrawy regionalne, ale i lekkie sałatki – opowiada Marek Giersz. – Zawsze są pierogi o różnych smakach. Żona robi je przepyszne. Wpisy do księgi pamiątkowej świadczą o tym, że goście doceniają jej talent kulinarny. Szczególnie cenione są pierogi z farszem z koźlęciny. To wykwintny gatunek mięsa, rzadko goszczący na naszych stołach. A w Gościńcu Drumlin królują kozy. Kiedy osiedliśmy tu na dobre, pomyślałem sobie, że trzeba to miejsce jakoś ożywić – wspomina Marek Giersz. – Wybór padł na kozy. Trawy jest tutaj mnóstwo. Kozy strzygą ją jak najlepsze kosiarki. Jesienią, kiedy opadają liście z drzew, grabię je i kozy mają paszę na zimę. Bardzo lubią suche liście. To miłe, niekłopotliwe zwierzęta. Marek Giersz nauczył się doić swoje kozy, a pani Grażyna poznała tajniki wyrobu kozich serów podpuszczkowych. To dodatkowa atrakcja Gościńca Drumlin. W czynnej w sezonie letnim kawiarni podajemy do piwa deskę serów. Czasami, jak mamy nadwyżkę w produkcji, zainteresowani klienci mogą taki serek kupić. Zasadniczo jednak wszystko jest zjadane na miejscu, przez letników – mówi gospodarz. Kozy w Udziejku mają się dobrze, na świat przychodzą koźlęta. Kózki zostają w gospodarstwie, koziołki trafiają na stół. Niedawno piękna, ciemnoszara kózka pojechała do nieodległego gospodarstwa specjalizującego się w produkcji kozich serów – do Claudii i Thomasa Notterów ze Szwajcarii, którzy przed laty odnaleźli swoje miejsce na ziemi nad jeziorem Hańcza. Ostatnio nie mieli w przychówku kózek, ciągle rodziły się koziołki – śmieje się Marek Giersz. – Trzeba było sąsiadów poratować w tej sytuacji.
TURYSTYKA KWALIFIKOWANA
Marek Giersz, odkąd zamieszkał w Udziejku, może realizować swoją życiową pasję: zwiedzać nieznane wcześniej zakątki Polski, organizować spływy kajakowe po nieodkrytych wcześniej szlakach wodnych, zapuszczać się w najbardziej niedostępne miejsca na rowerze. I zarażać tym hobby innych. Dlatego wśród atrakcji, jakie czekają na gości Drumlina, są też takie wyprawy – albo w towarzystwie pana Marka, albo tylko z dokładnie przez niego opisaną trasą, z zaznaczeniem ciekawych miejsc, które koniecznie trzeba zobaczyć. Uczciwie i bez fałszywej skromności mogę powiedzieć, że niejednego tutejszego przewodnika turystycznego mógłbym już zakasować – mówi Marek Giersz. – Chociaż mam świadomość tego, że jeszcze sam wielu miejsc nie widziałem, o wielu nie wiem. Bo tutaj ciągle trafia się na coś nowego. Tylko trzeba umieć patrzeć. Przyjeżdżający do Gościńca Drumlin ornitolodzy z zachodniej Europy zarazili pana Marka swoją pasją: podpatrywaniem ptaków. Szybko złapałem bakcyla. Mieszczuch może przeżyć całe życie, i nie dowiedzieć się, jak wygląda większość gatunków żyjących u nas ptaków. Obejrzy je najwyżej na obrazku czy na filmie przyrodniczym. Dla mnie zaskoczeniem był słowik, którego dopiero tutaj zobaczyłem Zdziwiłem się, że jest taki duży. Swoich zagranicznych gości wozi czasem do Bryzgla, gdzie mieszka słynny fotografik przyrody, Włodzimierz Łapiński. Kiedyś poinstruował dokładnie holenderskich ornitologów, gdzie się najlepiej zaczaić na dudka. Wiele godzin czekali, ale dudek się nie pokazał. A na drugi dzień, kiedy szedłem z nimi nad jezioro, na środku drogi, jak na zamówienie, siedział dudek. To nie do wiary, jacy oni byli szczęśliwi – śmieje się Marek Giersz. W drzewach otaczających Gościniec Drumlin gniazdują setki ptaków. Sroki, kiedy wiosną budują swoje kuliste gniazda, wyciągają źdźbła trzciny ze strzechy na budynku kawiarni. Panie Marku, a jak tu się mieszka zimą? Zna pani film "Lśnienie” z Jackiem Nicholsonem? Taka pustka i cisza, że można zwariować. Ale ja lubię zimę tutaj. Kiedy z drzew opadną liście, pojawia się nowa jakość, widać dopiero piękno sylwetki drzewa, jego majestat, podkreślony bielą śniegu. Ważne, żeby przed sezonem zgromadzić wystarczająco dużo drewna do kominka. Zimą odpoczywamy, czytamy książki. Czekamy na lato i pierwszych gości.
W kolejnych wydaniach Magazynu będziemy prezentować szczególnie godne polecenia, odbiegające od sztampy i rutyny, miejsca letniego wypoczynku w naszym regionie. Kurier Poranny Autor: Janka Werpachowska |