pl en de es
zaloguj się   |    zarejestruj się   |    mapa strony   |
 


e-mail

 

RSS
Gościniec Drumlin

Spływ Marychą (od Smolan do Babańc)

19.12.2011

Jednodniowy spływ kajakowy górnym odcinkiem Marychy dla aktywnych poszukiwaczy wrażeń...

To wyjątkowa okazja do kontaktu z prawdziwie dziewiczym kawałkiem Suwalszczyzny. Od kilku lat przymierzałem się do tej wyprawy; zawsze było coś innego w bieżących planach, aż wreszcie opracowując produkt turystyczny -  "Błękitna wstęga Suwalszczyzny" - ziściły się moje marzenia.

 

Był piękny wrześniowy dzień. Zapakowałem wszysto co konieczne na taką wyprawę. Nie musiałem zabierać własnego kajaka. Andrzej, który ma wypożyczalnię w Sejnach zaproponował mi pomoc. Na spływ udałem się bez towarzyszących osób, więć trudno by mi było zorganizować transport powrotny do miejsca, od którego wszystko się zaczęło. Zostawiam swój samochód u Andrzeja, ładujemy kajak i w drogę - szkoda czasu. Zastanawialiśmy się skąd rozpocznę kajakową wyprawe do Sejn.

Spływ zaplanowałem z Babańc, ale szybko okazało się, że to będzie zbyt krótki odcinek do pokonania. Jedziemy do następnego mostu w Smolanach. Niedawno przejeżdżałem tamtędy i zauważyłem dosyć wysoki poziom wody w rzece; pomyślałem więc, że jest szansa pokonania górnego odcinka rzeki. Warto spróbować.

 

Tego roku poziom suwalskich rzek był wyższy niż normalnie i sądzę, że nie zabraknie mi stopy wody pod kilem. Wyładowujemy kajak, żegnam się z Andrzejem i pora w drogę na przygodę (ciekawe co mnie spotka). Za mostem rzeka jest głęboka na metr. To dobrze, nie powinno być niespodzianek. Po prawej stronie wpływa jakiś ciek. Nie ma nazwy, ale na widocznym odcinku wydaje się spławny.

Zostawiam go w spokoju, przecież muszę pokonać zaplanowany odcinek Marychy, a on już na samym początku wydaje sie mocno zarośnięty ze zwalonymi w poprzek olchami. Jedna sucha stoi w nurcie jakby była drogowskazem. Nie miała tabliczki kierunkowej ani żadnej innej informacji. Wcześniej na mapie widziałem jak ten odcinek przepływa przez rezerwat bobrów. Miałem obawy, czy w ogóle można tędy pływać, ale przy moście nie było żadnej tablicy. Przestałem się tym przejmować  i koncentrując się na wodzie uważnie wybieram prawidłowy kurs. Marycha wpływa na rozlewisko. Zapewne jest to miejsce (byłego?) rezerwatu. Nic nie wskazuje na obecność bobrów.

W dzisiejszych czasach jest to bardzo popularny gryzoń i tak niedawno był prawie całkowicie wytępiony. Obecnie stanowi duży problem w gospodarce rolnej. Spiętrza wodę tam, gdzie nie jest to konieczne i jest gatunkiem inwazyjnym, przynoszącym szkody gospodarzom.

 

Wodę zaściela rzęsarozlewisko marychy, wszędzie jej pełno i trzeba zachować czujność, aby nie pomylić drogi. Na szczęście w oddali słychać hałas z gospodarstwa. W tym kierunku płynę, co jakiś czas odgarniajac zielony korzuch, sprawdzając nurt Marychy. Jak na razie wszystko w porządku. Kręcę się po zalanym obszarze o średnicy kilometra meandrując w kierunku cywilizacji.

Dobrze mi tutaj, wokół dziewiczej przyrody i ptasiego śpiewu. Dziwne, że nie napotkałem aligatora, bo środowisko wodne jak na bagnach Luizjany. Chciałoby się zostać na wieczność, ale ciekawość nakazuje odkrywania nieznanego. Po mniej więcej godzinie żegnam uroczysko z łezką w oku. Mijam oddalone gospodarstwo i dopływam do pierwszego betonowego mostku na gruntowej drodze do przysiółka. Dalej rzeka płynie przez las już wyraźnie w korycie. Tylko te zwały. Zaczyna się pokonywanie przeszkód, przypominający bieg przez płotki.

 

Do poprzecznie leżących świerków i olszyn dochodza mielizny. Jest ich całkiem sporo, ale trudy przebijania się rekompensują niecodzienne widoki i piaszczyste dno rzeki, wijącej się złocistą wstęgą.  Nie przypuszczałem, że Marycha na tym odcinku może być tak atrakcyjna. Nie widać jej z szosy.

  

Po opuszczeniu lasu rzeczka płynie łąkami; czasami trzeba wysiąść  i przeciągnąć kajak obok rozgard z drutu kolczastego. Płynę już ponad 3 godziny i nie zdążę dopłynąć do Sejn przed zachodem. Zakończę wyprawę w Babańcach. Zanim to nastąpi minie jeszcze godzina wiosłowania.

 

W sumie przepłynąłem rzeką, która miała trzy oblicza (rozlewisko, płycizny i wąski nurt). Minąłem 3 mosty, kilka kładek i nieskończoną ilość zwalonych drzew. Widać, że ten odcinek nie jest reguralnie odwiedzany przez kajakarzy. Może i dobrze, bo dzięki temu nie jest zanieczyszczona odpadami cywilizacji. Za mostem w Babańcach kończę przygodę. Jeszcze został do pokonania odcinek do Sejn i dalej do jeziora Pomorze, ale o tym przy innej okazji. Nazajutrz wstałem z zakwasami w udach. Co jest - pomyślałem - no tak to przez wielokrotne przenoszenie kajaka przez przeszkody. Ciągłe falowanie i spadanie, jak w piosence Kory.

« inne aktualności
Strona główna
WWW.Augustyn